Relacje uczestników Akcja 2013

W Korcu. Już drugi rok...

Już po raz drugi ekipa z Liceum Ogólnokształcącego w Sycowie, tym razem ośmioosobowa w składzie: Wojciech Cichalewski, Kamil Dubicki, Szymon Grondys, Dariusz Zatylny, Anna Janiszyn, Monika Kosińska, Daria Kraska i Anna Stępin pojawiła się w Korcu, aby porządkować 1,6 ha terenu przedwojennego polskiego cmentarza.

Zaraz po rozlokowaniu się w pokojach plebanii kościoła pw. Św. Antoniego młodzież wraz z opiekunem ruszyła na cmentarz aby naocznie zobaczyć stan po rocznej nieobecności. I... pojawiły się mieszane uczucia a nawet poczucie bezradności - w wielu przypadkach naszą zeszłoroczną pracę przykryła obfita zieleń... Jedyna pociecha to skoszone połacie terenów zielonych wokół współczesnej części cmentarza wykonane przez miejscowych.

Usłyszałem dość cierpki komentarz mojej ekipy: "Znów nasza praca w części pójdzie na marne bo sycowski potentat od środków ochrony roślin odmówił nam w przededniu wyjazdu środka na zniszczenie m.in. tawulca." Dobrze, że Wojtek zabrał 1 litr randapu, który wystarczy na wiosenny oprysk części mogił. Wieczorem w zaciszu plebani uzgodniliśmy podział pracy na najbliższe dni. Zaczęliśmy czyszczenie z chaszczy w miejscu, które nie dokończyliśmy w ubiegłym roku. Poszły w ruch sekatory, maczety, siekierka, kosiarka i ręczna piłka. Spadło kilka drzewek i towarzyszący im tawulec (trochę podobny do powoju lecz z grubszymi pędami i większymi liśćmi). Cały czas trzeba było uważać na wyłaniające się z zarośli jamy grobowców. Odkryty i podniesiony rok temu pomnik Marii Endrukajtis doczekał się umieszczenia na cokole i odmalowania napisu oraz metalowego ogrodzenia.

Codzienna praca szła bardzo sprawnie, ale pojawił się problem z ciągłym upałem (+41 stopni w słońcu) co spowodowało skracanie pracy do 15:30. Obie Anie i Daria zajęły się odmalowywaniem napisów oraz ogrodzeń pomników a Monika z Wojtkiem, Kamilem i Szymonem usuwały kolejne kępy chaszczy. Darek "przykleił się" do kosy i "połykał" duże połacie traw. Kosiarka obsługiwana przez opiekuna usuwała to co Darek kosą nie mógł już wyciąć.

W sobotnie popołudnie i wieczór oglądaliśmy uroczystości ukraińskiego Święta Kupały nad rzeką Korczyk. Całość imprezy odbywała się w odległości 50 m od miejsca naszego pobytu czyli plebani. W trakcie naszej pracy na cmentarzu, na terenie plebani odbywały się zajęcia letniej szkoły j. polskiego. Siła fachowa tj. Elżbieta Konopnicka, polonistka z Oleśnicy prowadziła zajęcia z dwoma grupami miejscowej młodzieży chętnej do nauki naszego języka. Część z nich od 1 września rozpocznie naukę w II klasie Gimnazjum w Bychawie (lubelskie).

Nie jesteśmy już osobami bezimiennymi, jak w ubiegłym roku, miejscowi rozpoznają nas i odwiedzają na terenie cmentarza, aby porozmawiać, zainteresować pomnikiem swego przodka itp. Gościmy na cmentarzu panią mer Ludmiłę Dmytruk, która na przywitanie sprezentowała porcje lodów. Niestety, były one sprawcą późniejszych problemów żołądkowych u dwojga licealistów.

Odwiedził nas również były starosta Korca Borys Dicjak obiecując pomoc w podniesieniu traktorem kilku pomników. Koparka Białoruś podniosła (z dużym trudem) 3 pomniki. Niestety, najbardziej zagrożony zniszczeniem pomnik z bazaltu był za ciężki (ok. 2 ton) aby go przenieść w bezpieczne miejsce. Borys obiecał zająć się nim po wakacjach.

Skoszona trawa na dzień następny jest już sianem, które zbiera babcia mieszkająca naprzeciw cmentarza. Chłopcy zadeklarowali swą pomoc i na plecach przenieśli kilka kopek w miejsce wskazane przez babcię. Otrzymali za tę pomoc gościniec (jajka i ogórki). Część chaszczy już jako susz spaliliśmy na trzech wielkich ogniskach. Odsłonięte miejsca ujawniały swe tajemnice. Jest odkopanych i składanych kilka pomników, w tym Jerzego Stanisława Ryxa - sędziego grodzkiego z Korca, który zmarł w wieku 35 lat. Niestety, ten i kilka innych pomników pozostawiliśmy bez odmalowania napisów z powodu braku farby. Gdy skończyła się farba przywieziona z Sycowa, ks. Waldemar kupił ukraińską. Ale malowanie nią było niemożliwe. Dziewczęta odmówiły malowania z obawy o końcowy wynik. Farba wyglądała jakby była zważona, pełna farfocli a próba odmalowania napisu wypadła fatalnie. I jest już pierwszy przyczynek do powrotu w roku następnym - potrzeba odmalowania napisów na kilku na nowo postawionych pomników.

Miejscowy biznesmen p. Adrian Tomasz przygotował naszej grupie super niespodziankę. Zaprosił na przejażdżkę po Korczyku amfibią a właściwie odremontowanym radzieckim pojazdem UAZ, który służył do zwożenia dwóch rannych z pola walki - pojazd użytkowany był podczas wojny w Afganistanie. Zrobił tym niesamowitą frajdę młodzieży. Nie sposób zapomnieć o umiejętnościach ks. Waldemara, który zdał wzorowo egzamin na kierowcę tego wehikułu, w którym kierowca siedzi pośrodku, aby po jego bokach pomieścić dwoje noszy. Przy okazji odwiedziliśmy miejsce - pomnik kaźni 2,5 tyś koreckich żydów w dniu 25 sierpnia 1942 r.

W dniu 11.07. w 70-tą rocznicę ludobójstwa na Wołyniu zaplanowaną mieliśmy na 19:00 mszę na porządkowanym cmentarzu na mogile zamordowanych w Hołownicy k/Korca przez UPA w dniu 1.10.1943 r. Niestety nieobecność ks. Waldemara (jeszcze nie powrócił z uroczystości w Porycku) oraz deszcz spowodowały zamianę na pogadankę o "krwawej niedzieli" tj. 11.07.1943 r. na Wołyniu oraz o zbiorowej mogile na cmentarzu.

W dniu prawosławnego święta św. Piotra i Pawła wczesnym rankiem pojechaliśmy busem zamówionym przez Borysa do Poczajowa i Krzemieńca. Poczajów - to druga co do wielkości (po kijowskiej) Ławra na Ukrainie. Wędrując prawie trzy godziny po jej budowlach skrzętnie słuchaliśmy objaśnień o zwyczajach i zachowaniach wiernych podawanych nam przez ks. Waldemara. Pobyt zakończyliśmy (przypadkiem) wysłuchaniem przepięknej muzyki dzwonów i dzwonków z wieży Ławry Poczajowskiej.

Potem (po krótkim ukraińskim posiłku) był Krzemieniec. Zaczęliśmy od Wzgórza Zamkowego i ruin zamku Bony. Przepiękny widok całego Krzemieńca z budynkami byłego liceum krzemienieckiego, a w oddali świecące kopuły Ławry Poczajowskiej. Odwiedziliśmy grób rodziny Słowackich, muzeum Juliusza Słowackiego w Jego rodzinnym domu oraz kościół Jezuicki, jedyny po wojnie cały czas czynny kościół na Wołyniu. To tutaj posługę kapłańską pełnił przez wiele lat późniejszy biskup diecezji łuckiej ks. Marcjan Trofimiak. Słuchając opowieści o historii kościoła nie wiedzieliśmy jaką niespodziankę niesie nam dzień następny.

Rrano na plebani powitaliśmy ks. biskupa - rekonwalescenta po leczeniu szpitalnym, który przyjechał do Korca na zaproszenie ks. Waldemara. Przebywał wśród nas przez cały dzień - co uznajemy za kolosalne wyróżnienie, bo poznaliśmy Jego Eminencję jako normalnego, dobrodusznego o wesołym usposobieniu człowieka w podeszłym wieku. Dopełnieniem szczęścia była niespodziewana wizyta Konsulów RP z Winnicy i Charkowa, jadących do Łucka na niedzielne uroczystości. Konsul Generalny RP w Winnicy, sycowianin, Krzysztof Świderek w słodki sposób (czekolady Roshen) dziękował młodzieży za trud włożony w porządkowanie cmentarza. Dzień, obfity w okolicznościowe sytuacje, zakończyliśmy bankietem w ogrodzie p. Borysa. Nie sposób wymienić wszystkich potraw serwowanych przez gospodarzy, ale wspomnę przepyszne szaszłyki. W trakcie wieczoru pożegnaliśmy ks. biskupa udającego się do Równego. Z ciężkim sercem i żołądkami późnym wieczorem żegnaliśmy się z gospodarzami, aby spacerkiem obok porządkowanego przez 9 dni roboczych cmentarza udać się na plebanię.

Całość prac na cmentarzu i odpoczynek na plebani odbywał się dzięki opiece ks. Waldemara Szlachty oraz p. Tatiany serwującej nam coraz bardziej obfite w tłuszcz posiłki. Wstępna inwentaryzacja mogił (dokumentacja fotograficzna) wykonana przez Wojtka i opiekuna będzie przenoszona na papier po powrocie do Sycowa.

I tak czas od 3.07. do wczesnego ranka 14.07. minął bardzo szybko. Ale rozstawaliśmy się z Korcem i z ks. Waldemarem w poczuciu dobrze wykonanej pracy, dumni z osiągniętych postępów w porządkowaniu cmentarza. Wszystko to dzięki wsparciu naszej pracy przez farby z Chemalu Zbigniewa Stróżyka, narzędziami wypożyczonymi z SGK Syców i w rękawicach od Fart Danuty Baszak.

Niedzielę przeznaczyliśmy na zwiedzanie Lwowa. Chyba jednak niebo zapłakało, że wyjeżdżają grupy z 52 polskich kresowych cmentarzy, bo całą drogę padał deszcz... W tej sytuacji zdecydowaliśmy się zrezygnować ze zwiedzania miasta i udać się na granicę. Szczególne podziękowania kierujemy do kierowcy busa, pana Wiesława Kwiatkowskiego z firmy "Dorociak" z Wilkowa, który sprawnie przewiózł nas i grupę z Gimnazjum Dziadowa Kłoda na Wołyń i z powrotem oraz dla Burmistrza Sławomira Kapicy, który z funduszy miasta pokrył koszty naszego przejazdu.

Opiekun Edmund Goś

(aby powiększyć - kliknij w zdjęcie)
Zobacz też: